Obiecywali wszystko, co ma LiveKid. Okazało się, że to jedna wielka porażka – mówi Dorota Kruk z przedszkola Imago
Przedszkola terapeutyczne to wciąż rzadkość na mapie Polski. W wielu gminach, nawet tych całkiem dużych, nadaremno by ich szukać. A zapotrzebowanie jest większe niż mogłoby się wydawać. Nie wszystkie dzieci z zaburzeniami odnajdą się w placówkach integracyjnych, a nawet jeśli się „odnajdują” (czytaj: nie sprawiają wielu kłopotów), to bez odpowiedniego poprowadzenia, niewiele z pobytu w przedszkolu wyniosą.
Taką lukę w systemie edukacji zauważyła kilka lat temu Dorota Kruk, założycielka przedszkola terapeutycznego Imago w Krzeptowie koło Wrocławia. Nam opowiedziała o autyzmie, pracy z dziećmi ze specjalnymi potrzebami, i o tym, jak szybko wróciła do LiveKid po zmianie aplikacji.
Spis treści:
- Potrzeba znalazła panią Dorotę
- Autyzm to żaden film w żadnym kinie
- LiveKid robi robotę
- Rozstania i powroty
- Szansa na wczesną diagnozę
Potrzeba znalazła panią Dorotę
Długo pracowałam jako pedagog specjalny w całodobowym ośrodku dla dzieci bezrodzicowych. Kiedy rozstałam się z tą placówką, rozpoczęłam pracę w przedszkolu dla dzieci z autyzmem. Zauważyłam wtedy, że ta opieka nie jest zorganizowana tak, jak być powinna. Ponadto prowadziłam indywidualną terapię z dzieckiem z głęboką niepełnosprawnością wielorako sprzężoną, oddychającym przez rurkę tracheotomijną, często z pomocą respiratora, karmionym dojelitowo za pomocą gastrostomii. Rozmawiając z jego mamą, uświadomiłyśmy sobie, że na terenie naszej gminy nie ma ani jednej placówki, która oferowałaby opiekę nad dziećmi z tak dużymi potrzebami.
Postanowiliśmy założyć stowarzyszenie, żeby wspierać rodziny dzieci z niepełnosprawnościami, a później terapeutyczny punkt przedszkolny, który w zeszłym roku udało się przekształcić w przedszkole. Działamy już kilka lat, a nadal jesteśmy jedyni.
Autyzm to żaden film w żadnym kinie
Trafiają do nas głównie dzieci z autyzmem, które nie mają szansy odnaleźć się w innych placówkach. W tej chwili mamy 7 grup czteroosobowych. Na każdą grupę przypada nauczyciel prowadzący, który jest psychologiem lub pedagogiem specjalnym i pomoc nauczyciela. Każdy z naszych podopiecznych ma tygodniowo 10 zajęć indywidualnych, prowadzonych przez 4 terapeutów. Dodatkowo odwiedzają nas też panie z muzykoterapią integralną i dogoterapią.
W sumie kadra przedszkola liczy 20 osób, czyli jest nas niewiele mniej niż podopiecznych. Mogłoby się wydawać, że dwie osoby na czworo dzieci to wielki komfort. Ale trzeba sobie zdać sprawę, że autyzm, który znamy z filmów czy seriali – wysokofunkcjonujący, niezwykle inteligentni ludzie z zaburzeniami na gruncie kontaktów społecznych – to tylko kilka procent przypadków. Część z naszych wychowanków prawdopodobnie nigdy nie nauczy się mówić. To, na czym my się tutaj skupiamy, to nauka samoobsługi czy radzenia sobie z trudnymi sytuacjami.
Żeby dziecko umiało samo jeść, załatwić potrzeby fizjologiczne, ubrać się. Żeby mogło pojechać tramwajem czy pójść z mamą do sklepu i nie rzucić się na podłogę.
Realizując program edukacyjny, kładziemy natomiast bardzo duży nacisk na indywidualizację. W grupie pięciolatków, nie wszystkie dzieci mają podręczniki dla swojego wieku. Jedno będzie rozwiązywało zadania dla pięcio-, drugie dla trzy-, a jeszcze inne dla czterolatków. Jeden nauczyciel musi tak opracować temat, żeby każde z dzieci korzystało na tym poziomie, na którym potrafi. Temat jest ten sam, ale różne podręczniki, karty pracy. Bo dzieci mają różne możliwości.
LiveKid robi robotę
Przy dzieciach z zaburzeniami niezwykle ważna jest współpraca z rodzicami. Nauczyciele i terapeuci muszą być w ciągłym kontakcie z opiekunami. Sprawna komunikacja to w naszym przypadku podstawa i tutaj, nie ukrywam, LiveKid robi nam robotę. Możemy się szybko skontaktować np. w przypadku wystąpienie jakichś niepokojących zachowań i mamy natychmiastowy feedback od rodzica. Mamy też dzieci z epilepsją, więc jeżeli widzimy niepokojące zachowanie, pytamy rodzica i on nam od razu odpowiada, że np. dziecko miało ciężką noc. Ta płynność komunikacji jest dla nas bardzo ważna.
Nasi nauczyciele i terapeuci opracowują bardzo dużo różnych dokumentów, takich jak indywidualny program edukacyjno-terapeutyczny czy indywidualny program wczesnego wspomagania. Przy ich przygotowaniu umawiają się na konsultacje z rodzicami. Jak nie mieliśmy aplikacji to było to bardzo kłopotliwe. Panie musiały pisać z prywatnych numerów, a wiadomo, rodzice też są zagonieni i potrafią się odezwać o 22.30 w sobotę. Od kiedy mamy LiveKid jest perfecto. W aplikacji mam wszystkie dane i całą historię korespondencji, wiem wszystko, co się u danego dziecka dzieje.
Ważne jest dla nas też zaznaczanie obecności w aplikacji, co ułatwia nam zarówno codzienną organizację pracy jak i rozliczanie np. dofinansowania na dojazdy. Przez aplikację zamawiamy posiłki, wystawiamy faktury, zgłaszamy urlopy. Panie w żłobku bardzo dużo korzystają z galerii zdjęć, zamieszczają filmiki. W ogóle nie wyobrażam sobie tego bez LiveKida.
Rozstania i powroty
Był taki moment, że na chwilę rozstaliśmy się z LiveKid i zmieniliśmy aplikację. Dosłownie moment, bo już w pierwszych dniach okazało się, że ta druga aplikacja to jedna wielka porażka.
Obiecywali wszystko to, co ma LiveKid plus jeszcze jakieś dodatkowe funkcje. Jak przyszło co do czego, okazało się, że nic nie działa jak powinno, a niektórych funkcji nie ma w ogóle.
„Jak to nie ma faktur?“ pytałam panią, która nas obsługiwała. W odpowiedzi usłyszałam: „No nie ma”. Okazało się, że nie ma też tak podstawowej dla nas funkcji jak zaznaczanie posiłku, że musiałabym generować w PDF-ie raport i dopiero wysyłać go do firmy cateringowej. Aplikacja działała na telefonie jedynie dla rodziców, a dla kadry tylko na komputerze. Właściwie już pierwszego dnia użytkowania wszytko było nie tak. Kiedy składałam wypowiedzenie chciałam opowiedzieć o tym, co nie działało. Dowiedziałam się, że pani, z którą rozmawiałam już nie pracuje, a potem już nikt się nie odezwał.
Po tygodniu byliśmy więc z powrotem w LiveKid i od tamtej pory wszystko jest w porządku. Kontakt jest świetny, opiekun dzwoni do mnie raz w tygodniu upewnić się, czy wszystko jest okej. To jest bardzo dobra współpraca!
Szansa na wczesną diagnozę
W październiku zeszłego roku otworzyliśmy za ścianą żłobek Imaguś. Ponieważ żłobki nie są instytucjami oświatowymi i orzeczenia są wydawane dopiero po ukończeniu trzeciego roku życia, nasza placówka jest z założenia przeznaczona dla dzieci zdrowych. Niemniej jednak nie zamykamy się na dzieci z zaburzeniami i trafiają do nas maluchy, których rodzicom podziękowano w innych placówkach.
Nasza pani psycholog i pani logopedka raz w tygodniu prowadzą zajęcia w żłobku, podczas których obserwują dzieci także pod kątem zaburzeń. Dzięki temu udaje nam się wychwycić symptomy spektrum czy inne nieprawidłowości i skierować dzieci na terapię, np. logopedyczną. Czasami jest to zaburzenie, a czasami po prostu jakiś drobny element, który w tym wieku można szybko zredukować przez oddziaływania terapeutyczne czy po prostu wychowawcze. Ważne, żeby to w odpowiednim czasie zauważyć i podjąć współpracę z rodzicami.
Dzieci z zaburzeniami naprawdę potrzebują terapii i przedszkoli terapeutycznych. Integracyjne to za mało – tam panie nauczycielki nie mają nawet fizycznej możliwości zająć się takim dzieckiem. Nie raz usłyszałam od rodzica: „Gdybym dał je do was, miałbym dzisiaj inne dziecko”. Bo tych trzech lat straconych w integracji albo przedszkolu masowym nie nadrobimy.
To nie jest łatwa praca, ale daje nam ogromną satysfakcję. Naprawdę lubimy to, co robimy. Hasło Imago mówi, że nasze przedszkole jest dla dzieci, które są aby je kochać. I tak robimy.