mężczyzna przy biurku i logotyp z nazwą przedszkola
Wypróbuj LiveKid

Udostępnij stronę:

Skopiuj link
Bezpłatne materiały dydaktyczne dla Ciebie i Twoich nauczycieli
Pobierz materiały

Sukcesja i innowacje – rozmowa z Maciejem Kaczanowskim z Niepublicznego Przedszkola w Bąkowie

Wnioskując na podstawie naszych klientów (a to wiarygodna próba, bo aplikacji LiveKid używa co czwarta placówka niepubliczna!), większość przedszkoli prywatnych w Polsce to placówki stosunkowo młode. Rzadko zdarzają się wśród nich nastolatki, nie wspominając już o tych, które osiągnęły pełnoletniość. Niepubliczne Przedszkole w Bąkowie, prowadzone przez Macieja Kaczanowskiego, łamie wszelkie stereotypy w tej kwestii. Jako placówka prywatna powstało aż 22 lata temu! Ale historia przedszkola jest znacznie dłuższa…

Spis treści:

Waleczna mama

Właścicielką przedszkola jest moja mama, która prowadzi je od 1973 roku, czyli już ponad 50 lat. Na początku to było przedszkole należące do PGR-u. Kiedy skończył się komunizm, razem z PGR-em chciano zlikwidować też przedszkole. Ale moja mama jest bardzo waleczna i nie dała się tak łatwo usunąć. Wysyłała wciąż jakieś pisma do sejmu, sejmików, samorządów… Jednym słowem – zrobiła wokół sprawy wielki szum i w końcu przedszkole  zostało oddane po prostu gminie.

Pod rządami gminy mama cały czas była dyrektorem, ale to jeszcze było dla niej za mało. Wpadła na pomysł, żeby placówkę kupić. MIjały lata, zmieniali się wójtowie, a mama co jakiś czas występowała z chęcią wykupu. W końcu w 2002 roku, kiedy wszystko się prywatyzowało, nadarzyła się okazja i kupiliśmy przedszkole. To był wielki ukłon ze strony gminy, dzisiaj to by pewnie nie było możliwe. Mama musiała złożyć deklarację, że nie przekształci, nie sprzeda tego miejsca, tylko dalej będzie prowadziła tam przedszkole. Do dziś jest organem prowadzącym, natomiast nic już nie jest na jej głowie. Wszystkim zarządzam ja. 

fot. z archiwum Przedszkola Niepublicznego w Bąkowie

Niełatwa sukcesja

Wykup przedszkola był możliwy dzięki temu, że razem z bratem włożyliśmy w tę inwestycję wszystkie oszczędności. Na tamten czas to były ogromne pieniądze. Wiedzieliśmy, że mamie samej ciężko byłoby zdobyć taką kwotę. W jakiś sposób już wtedy to była po prostu nasza wspólna sprawa i wspólnymi siłami udało nam się przejąć przedszkole.

Wciągnęły mnie sprawy przedszkola i z czasem zacząłem przejmować coraz więcej tematów. Dyrektorem jestem od 9 lat, ale tak naprawdę mama przekazała mi pełnię zarządzania jakieś 2 lata temu. Można sobie wyobrazić, że kiedy ktoś prowadzi przedszkole 50 lat, to jest ono dla niego jak dziecko. A nie tak łatwo oddać dziecko w „obce” ręce…

W końcu jednak mama zobaczyła, że oddaję temu całe serce i w pełni mi zaufała.

Prawnie mamy załatwioną sukcesję – jestem oficjalnym spadkobiercą przedszkola, mam wszystkie pełnomocnictwa dotyczące prowadzenia placówki. 

Do przodu

Postanowiłem sobie, że jak się za coś biorę, to na poważnie. Angażuję się w pełni w tę pracę i nie boję się inwestować pieniędzy. Wciąż coś rozbudowuję, polepszam. To jest bardzo stary budynek, więc cały czas go modernizuję: od wymiany kanalizacji, ogrzewania, elektryki po rozbudowę, powiększenie parkingu itd. Jak skończę jedną rzecz to już myślę, co jeszcze można zrobić.

Jestem po gastronomii i przez lata funkcjonowałem w tej branży. Dużo uwagi poświęcam więc też tematowi żywienia. W moim przedszkolu jest kuchnia jak w najlepszych restauracjach. Przed pandemią robiliśmy tu nawet catering dla innych placówek. W sumie woziliśmy 400 obiadów.

Czasem słyszę: „Po co ci ta kuchnia? Załatwiłbyś sobie catering…”. Ale w moim przypadku to ma ręce i nogi, bo na chwilę obecną mam w przedszkolu osiemdziesiątkę dzieci. I uważam, że to jest naprawdę atut mojej placówki.

Czasy się zmieniły

Bądźmy szczerzy, moja mama jest osobą starej daty. Pamiętam jeszcze kolejki pod gabinetem, kiedy trzeba było płacić gotówką czesne. A jak ktoś się spóźniał z opłatami, to mama potrafiła tak o tym przypomnieć, że aż szło w pięty.  Ale czasy się zmieniły, a wraz z nimi i rodzice. Dzisiaj to już nie przejdzie. 

Uznałem, że są sprawy, które koniecznie trzeba zmienić. Zacząłem szukać jakichś rozwiązań, interesować się aplikacją. Ale zanim się zdecydowałem, zrobiłem naprawdę porządny research. Jestem takim trochę internetowym szpiegiem – rozpytywałem o opinie na forach, grupach, pytałem innych dyrektorów. Większość była za LiveKid.

Trzy sekundy i wszystko policzone

Dzisiaj nie ma kolejek przed biurem, a zamiast nich są szybkie przelewy. W trzy sekundy mam wszystko policzone – obecności, posiłki. Klik i 70 rachunków wystawionych. A mama siedziała cały dzień albo i dłużej, pamiętam to jak dziś. 

Zawsze mieliśmy problem ze zgłaszaniem nieobecności. Zdarzało się, że rodzice to wykorzystywali. Rozmowy w stylu: „Ale my zgłaszaliśmy. A komu? Nooo, tej pani…”  były na porządku dziennym.To było nie do udowodnienia. W efekcie to my musieliśmy ustąpić i ponosić straty.

Teraz rodzic sam może sobie sprawdzić, co dokładnie jest uwzględnione w rachunku. Nie ma też żadnych wątpliwości, spierania się o przysłowiowe 5 złotych. 

Podoba mi się też opcja przypominania o zapłacie. Jestem w tej kwestii raczej wyrozumiały, ale jak ktoś zalega z płatnością np. 3 tygodnie, to potrafię i kilka razy dziennie wysłać przypomnienie. Rozbawiło mnie, jak kiedyś usłyszałem od rodziców: „Kurczę, dobrze, że ta aplikacja nam przypominała, przepraszamy za kłopot.” Nie mieli pojęcia, że to ja wysyłałem.

Inny wymiar komunikacji

Nie tylko płatności, ale cała komunikacja przeniosła się do innego wymiaru. W takim dużym przedszkolu jak nasze, naprawdę bez aplikacji to był chaos komunikacyjny. „Ktoś” dzwonił, „ktoś” odebrał”… Teraz nic nie ucieka. Wszyscy widzą wiadomość, wiemy od kogo jest i kto na nią odpisuje. 

Super jest też to, że widzimy, kto odczytał ogłoszenie. A możliwość tworzenia treści za pomocą inteligentnego asystenta to jest naprawdę niesamowite ułatwienie. Szczególnie przy trudnych tematach, jak chociażby finanse. Ostatnio redagowałem ogłoszenie o podniesieniu czesnego i aż byłem z siebie dumny, że taka piękna wiadomość ode mnie wyszła. Normalnie siedziałbym pewnie z pół godziny i układał treść, a tak przygotowałem ogłoszenie w kilka minut.

Na wypasie

Nie rzucam się na inwestycje na siłę, ale kiedy mam możliwość zrobić dla dzieci coś fajnego, to to robię. Zrobiłem im np. mini orlika. Mam znajomych w różnych branżach, dlatego udało mi się to sprytnie wszystko zorganizować. Wyszedł nam taki wypas, że aż sam się zdziwiłem.

Do przedszkola należy naprawdę duża działka, bo mamy aż 5 tysięcy metrów. Więc za płotem placu zabaw mamy też prawdziwy wypas, bo spacerują tam wolno owce i kozy. Dzieci bardzo je lubią odwiedzać, cały czas mają dzięki temu żywy kontakt ze zwierzętami.

Bezpieczeństwo przede wszystkim

Najważniejszą sprawą w moim przedszkolu jest bezpieczeństwo. Tutaj jestem bezkompromisowy. Jak coś jest zepsute, grozi upadkiem, skaleczeniem to „wyjazd” na śmietnik. Nie bawimy się w półśrodki, w jakieś klejenie taśmą. Niektórzy oszczędzają na takich sprawach, jak chociażby inspekcje BHP. Dla mnie to jest priorytet.

Tak samo w kwestii żywienia. Pilnuję np., żeby panie kucharki robiły próby żywieniowe. To nie jest już prawny wymóg, ale dla mnie to jest normalne. Jak dzieci na urodzinach zatrują się tortem, to nikt nam nie zarzuci, że zdarzyło się to u nas w przedszkolu. 

Wsparcie dla kadry

Nie ma opcji, żeby nauczycielka została sama z 30 dzieci (co widziałem w innych przedszkolach!). Mamy jeden etat wręcz nadto. To nie tylko kwestia komfortu pracownika, ale przede wszystkim bezpieczeństwa dzieci. 

Natomiast bardzo ważne jest dla mnie, żeby nauczycielki miały dobre warunki, np. laptopy w salach. To jest ciężka praca i nie każdy się do niej nadaje. Dlatego jak tylko mogę w jakiś sposób pomóc, sprawić, że nauczycielki będą miały więcej czasu dla dzieci, to to robię.

Takim wielkim ułatwieniem ich pracy jest właśnie LiveKid. Nie wyobrażają sobie już funkcjonowania bez aplikacji.

Specjaliści z pierwszej ligi

Bardzo się cieszę, że udało mi się też nawiązać współpracę ze wspaniałymi specjalistkami. Dzięki temu, że panie psycholog i logopeda na co dzień są związane z poradnią psychologiczno-pedagogiczną w Pruszczu Gdańskim, łatwiej nam przekonać rodziców o potrzebie diagnozy czy wizyty w poradni.  

Dla rodziców to jest z reguły ciężki temat, nie chcą widzieć problemów dziecka. A ja czasem już podczas pierwszej rozmowy widzę, że coś jest nie tak. Ale ze mną najczęściej nawet nie chcą o tym rozmawiać. Zdarzyło mi się nawet, że musiałem wypowiedzieć umowę, bo dziecko było agresywne, gryzło, wyrywało włosy innym dzieciom. A mama nawet nie chciała słuchać, że jest jakiś problem. Nie wspominając o konsultacji psychologa.

Zupełnie inaczej podchodzą do tego rodzice, kiedy rozmawiają ze specjalistą, szczególnie z poradni. Dlatego bardzo się cieszę, że właśnie z takimi specjalistkami udało mi się nawiązać współpracę.

Historia rodzinna

Dla mnie LiveKid jest naprawdę ekstra! Bardzo mi ułatwia prowadzenie przedszkola. Kiedy dowiedziałem się, że na samym początku aplikacja została napisana przez syna dla prowadzącej żłobek mamy, bardzo się ucieszyłem. W jakiś sposób ta historia jest podobna do mojej, bo ja też rozpocząłem ją pomagając mamie, a całkowicie dałem się wciągnąć i wkładam w to całe serce.

KształtyKształty