LiveKid ułatwia adaptację – rozmowa z Dorotą Głogowską, właścicielką Żłobków Uniwersyteckich Maluch.net
W Polsce idea żłobka uniwersyteckiego nie jest bynajmniej powszechnie znana. Częściej spotyka się placówki tworzone przy zakładach pracy, ale uczelniane żłobki to wciąż rzadkość. Dorota Głogowska wraz z mężem wpadła jednak na ten pomysł już 8 lat temu, dzięki czemu dzisiaj na miasteczku studenckim w Lublinie funkcjonują dwa żłobki Uniwersyteckie Maluch.net, które dzięki współpracy z Uniwersytetem Marii Curie Skłodowskiej i Uniwersytetem Przyrodniczym, otaczają opieką dzieci studentów i pracowników.
Właścicielka placówek podzieliła się z nami swoją historią, w której ważne miejsce zajmuje bliskościowe podejście do dzieci i zdradziła nam, w jaki sposób wykorzystuje LiveKid podczas adaptacji do żłobka.
Spis treści:
- Dom, rodzina – tu wszystko się zaczyna
- Żłobek uniwersytecki
- Społeczność ludzi z sercem
- Najwyższy czas
- Adaptacja z aplikacją
- Szybko, szybciej, LiveKid
Dom, rodzina – tu wszystko się zaczyna
W pewnym sensie z opieką nad małymi dziećmi byłam związana już jako nastolatka. Moi rodzice przez 16 lat prowadzili pogotowie opiekuńcze, czyli tzw. rodzinny dom dziecka dla małych dzieci, które przechodziły następnie do adopcji lub do innej formy pieczy zastępczej. Miałam 13 lat, kiedy u nas w domu pojawiły się pierwsze maluchy. To były dzieci po przejściach – z interwencji albo pozostawione w szpitalu. Zawsze była ich co najmniej trójka, a bywały miesiące, że nawet szóstka. Nie mogę powiedzieć, że to była moja praca, ale jednak opiekowałam się tymi dziećmi.
Już jako dorosła osoba, przeszłam wspólnie z mężem kurs kwalifikacyjny na rodzinę zastępczą. To był też taki czas, kiedy bardzo dużo dowiedziałam się o sobie.
Punktem zwrotnym w życiu zawsze jest moment, kiedy w rodzinie pojawia się dziecko. Kiedy byłam w ciąży, mój mąż wpadł na pomysł założenia żłobka uniwersyteckiego. Idea była świetna ale potrzeba było partnerów. Włożył dużo w pracy w zachęcenie do tego uczelni, przygotowanie i dostosowanie lokalu oraz uzyskanie wszystkich potrzebnych pozwoleń. A że moja siostra już kilka lat wcześniej, jako jedna z pierwszych w Lublinie, otworzyła żłobek, to też była dla mnie inspiracją i wsparciem przy zakładaniu placówek. I można powiedzieć, że od tego się zaczęło.
Żłobek uniwersytecki
Na 4 uniwersytetach i 5 innych szkołach wyższych w Lublinie studiuje blisko 60 tysięcy osób. Biorąc pod uwagę ilość mieszkańców (ponad 340 tys.), studenci stanowią w mieście naprawdę spory procent.
Idea żłobka uniwersyteckiego zrodziła się więc przede wszystkim z potrzeby. Potrzeby wspierania młodych rodziców: studiujących, doktoryzujących się, pracujących. Pomysł, żeby zadedykować placówkę studentom i pracownikom uczelni wyniknął też z lokalizacji, w której zakładaliśmy nasz pierwszy żłobek. Było to miasteczko studenckie, a dokładnie budynek, w którym mieści się stołówka akademicka.
Kolejną kwestią, która sprzyjała otwarciu żłobka uniwersyteckiego, było dofinansowanie z programu Maluch, wtedy jeszcze na innych zasadach niż dziś. Było to dofinansowanie dla podmiotów, które współpracują z uczelniami bądź dla samych uczelni. Umowa o współpracy polegała na obustronnym wsparciu, promocji czy udziale w wydarzeniach skierowanych do rodziców.
Społeczność ludzi z sercem
Mimo, że jestem właścicielem trzech placówek, wciąż pracuję z dziećmi. Moje podejście do prowadzenia żłobka bardzo mocno ewoluowało przez te 8 lat, ale podstawy się nie zmieniły. Naszym fundamentem od zawsze było wsparcie rodziny. W tym momencie już dość dużo się o tym mówi, ale kiedy zaczynaliśmy to nie było takie oczywiste. Nasze hasło to: „Dom, rodzina – tu wszystko się zaczyna”.
Naszym celem jest zapewnienie dzieciom poczucia bezpieczeństwa. Stawiamy na kameralność – u nas jeden opiekun ma pod opieką piątkę dzieci. Budujemy relację z maluchami, ale świadczymy też pomoc i dajemy wsparcie całej rodzinie, rodzicom, dla których proces adaptacji też jest trudny.
Staramy się budować społeczność, która się nawzajem wspiera. Spotykamy się z rodzicami, organizujemy spotkania integracyjne Dzień Mamy, Dzień Taty, wspólnie dekorujemy świąteczne pierniczki. Tworzymy społeczność ludzi z sercem, dla których dzieci są ważne.
Najwyższy czas
LiveKid znałam już od samego początku, kiedy pojawiła się aplikacja. Ale byłam dosyć sceptycznie nastawiona do wdrażania takiego systemu. Do tej pory zarządzanie placówką miało bardziej tradycyjną formę. Rozliczenia w excelu, korespondencja z rodzicami przez e-mail. Było to dość uciążliwe i jednocześnie nie dawało mi pewności dotarcia z informacjami do wszystkich rodziców. Stwierdziłam więc, że chyba najwyższy czas, żeby zaryzykować.
Dla mnie najważniejsza funkcja LiveKid to wcale nie zaznaczanie snu, kupek czy jedzenia, ale rozliczenie płatności. To jest bardzo duże ułatwienie. Dużym plusem jest też wysyłanie powiadomień do rodziców. Zarówno ja, jak i opiekunki możemy mieć na żywo kontakt z rodzicami, oni mogą szybko odpisać, a my widzimy, czy odczytali wiadomość. Jest to dla mnie duże ułatwienie też przy ważnych komunikatach – o chorobach czy nowych dofinansowaniach. Wiadomości wysyłam także poprzez e-mail, ale tą drogą informacje nie zawsze docierają do rodziców – wpadają im do spamu albo po prostu „uciekają” w natłoku innych maili.
Najbardziej podoba mi się wygląd aplikacji. Testowałam też inne systemy, ale LiveKid jest dla mnie najbardziej przejrzysty. Bardzo ważne jest też, że w momencie, kiedy pojawiają się jakieś wątpliwości czy trudności, zawsze można liczyć na wsparcie. I to nie tylko ja czy kadra, ale też rodzice.
Nie muszę się martwić, kiedy np. nowi rodzice będą mieli problem z zalogowaniem, bo mogę ich działu pomocy LiveKid, a tam już ktoś „poprowadzi ich za rączkę”.
Adaptacja z aplikacją
LiveKid jest niezwykle przydatnym narzędziem podczas adaptacji. Jest kilka funkcji, które ułatwiają sprawne i spokojne przejście tego okresu, zarówno kadrze, jak i rodzicom.
W moich placówkach opiekunki mają do dyspozycji telefon służbowy, ale zainstalowały też aplikację na prywatnych telefonach. To jest dla nich bardzo wygodne, dlatego że każda z nich ma telefon przy sobie i może od razu wysłać wiadomość do rodzica. Zwłaszcza w okresie adaptacji, kiedy dużo się dzieje, opiekunki nie muszą wychodzić z sali po służbowy telefon. Mają tę możliwość, że jeżeli widzą np., że dziecko ma dobry humor, mogą zrobić mu zdjęcie i od razu wysłać rodzicowi. Rodzic dostaje powiadomienie, może od razu skomentować, wysłać serduszko.
Z drugiej strony, jeżeli mamy potrzebę szybko wezwać rodziców, to też mamy ułatwione zadanie. W aplikacji są podpięte telefony, które wprowadzają sami rodzice, więc można szybko znaleźć kontakt i zadzwonić. Nie muszę personelowi przekazywać całej dokumentacji czy robić specjalnych list kontaktów.
I wreszcie kwestia upoważnień do odbioru dzieci. Kiedy dane są wprowadzone do systemu, zweryfikowanie upoważnienia trwa kilka sekund – wystarczy wpisać pierwsze imię czy nazwisko i od razu wyświetlają się odpowiednie informacje.
Szybko, szybciej, LiveKid
Dużo czasu zyskujemy, dzięki możliwości wysyłania powiadomień. Super są szybkie powiadomienia np. o pieluchach czy paście do zębów, które zastąpiły „system karteczkowy”. Nie dość, żę trzeba było je pisać to jeszcze zawsze było ryzyko, że informacja nie dotrze do rodziców, bo karteczka to, nomen omen, rzecz ulotna.
Najwięcej czasu jednak oszczędzam na rozliczeniach i zliczaniu frekwencji. Zyskałam co najmniej 3-4 godziny na samych rachunkach i ich wysyłaniu. Wcześniej musiałam wysyłać każdorazowo kilkadziesiąt SMS-ów, a teraz robię to dwoma kliknięciami. Zauważyłam też, że rodzice chętnie korzystają z szybkich płatności. Ok. 60-70% rodziców rozlicza się z nami w ten sposób. Jest to dla nich po prostu wygodne.