Czas spędzany z dziećmi, nie z dokumentami – rozmowa z Martą Tymoszewską, dyrektorką przedszkola „Figle Migle”
„Figle Migle” to spore przedszkole w Żukczynie niedaleko Pruszcza Gdańskiego. Do pięciu grup uczęszcza tutaj setka dzieci z okolicznych osiedli. Marta Tymoszewska, dyrektorka placówki, opowiedziała nam między innymi o tym, jak razem z siostrą podjęły wyzwanie prowadzenia własnego przedszkola, jak na co dzień wygląda praca w „Figlach Miglach” i jak LiveKid pomaga w ochronie prywatności dzieci i rodziców.
Spis treści:
- Namiastka domu
- Małe dynamiczne miejscowości
- Tata dodał nam odwagi
- Wsparcie dla każdego dziecka
- Nauczyciel-dyrektor
- Czas spędzany z dziećmi, nie z dokumentami
- Wszystko w jednym miejscu
- 45 sekund vs 10 minut
- Nie wszędzie tak jest
Namiastka domu
Przedszkole prowadzę razem z siostrą, która jest znakomitym specjalistą – logopedą i neurologopedą. Jesteśmy młodą placówką, działającą dopiero drugi rok. Naszym głównym założeniem jest tworzenie przestrzeni, gdzie dzieci czują się naprawdę wyjątkowe.
„Figle Migle” to coś więcej niż przedszkole – staramy się stworzyć naszym podopiecznym namiastkę domu, bezpiecznego i pełnego ciepła.
Dla dziecka chodzenie do przedszkola jest jak praca dla dorosłego – to codzienne wyzwanie, które wymaga wsparcia i zrozumienia. Dlatego w „Figlach Miglach” każde dziecko jest otulane ogromem czułości. Zawsze powtarzam rodzicom, że u nas ich dzieci będą wyprzytulane, bo wiemy że na tym etapie to jest jedna z ich podstawowych potrzeb.
Nasz zespół tworzą wyjątkowi ludzie – otwarci, wrażliwi, kreatywni, podążający za indywidualnymi potrzebami każdego dziecka. Sama nazwa „Figle Migle" zobowiązuje nas do kreatywności i zabawy. Nie trzymamy się więc sztywno jednego pedagogicznego nurtu, tylko elastycznie adaptujemy nasze metody, obserwując i reagując na to, co najlepsze dla naszych Figlaków.
Najfajniejsze co się nam tutaj przytrafia, to to, że dostajemy takiego małego człowieka, który często nawet nie potrafi mówić i mamy przyjemność patrzenia, jak on się rozwija, zmienia, nawiązuje pierwsze przyjaźnie. To jest naważniejsze i najpiękniejsze w naszej pracy.
Małe dynamiczne miejscowości
Nasze przedszkole znajduje się w okolicach Pruszcza Gdańskiego, który przez lata był znaczącą bazą noclegową dla Gdańska. W tym rejonie bardzo dynamicznie rozbudowuje się infrastruktura mieszkaniowa. Można powiedzieć, że kiedy „skończyło się miejsce” w Pruszczu, zaczęły się rozbudowywać sąsiednie miejscowości.
Naszą placówkę wybudowaliśmy na nowym osiedlu w Żukczynie. We wsi obok jest osiedle 150 domów w zabudowie bliźniaczej, które rozbudowuje się o kolejne 150. Tak więc mimo tego, że funkcjonujemy w małej miejscowości, to okolica bardzo dynamicznie się rozwija i nie mieliśmy żadnego problemu z rekrutacją do przedszkola. W drugim roku funkcjonowania udało nam się zapełnić pięć grup bez oficjalnej rekrutacji i specjalnej promocji.
Ze względu na nasze podejście do prywatności dzieci, w ogóle nie ma nas na Facebooku, ale jak się okazuje nie jest to konieczne. W naszym wypadku doskonale działa marketing szeptany – rodzice przyznają, że najczęściej trafiają na nas dzięki poleceniom na grupach osiedlowych.
Tata dodał nam odwagi
Jestem nauczycielem edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej. Mam doświadczeniem w nauczaniu początkowym oraz wykształcenie w zakresie stosowanej analizy zachowań i terapii dzieci z zaburzeniami ze spektrum autyzmu. Czułam się spełniona w pracy z dziećmi, rozwijałam się, ale po kilku latach przyszedł moment stagnacji i lekkiego wypalenia. Gdzieś tam czułam, że mogłabym „więcej”, ale brakowało mi odwagi.
Osobą, która mi jej dodała był mój tata, który od 30 lat jest związany z branżą budowlaną i ma biznesowe podejście. To właśnie on postawił budynek naszego przedszkola, wykorzystując swoje doświadczenie w rozbudowie placówek oświatowych. Kiedy już zaczęła się budowa przedszkola tam, gdzie wcześniej były zaplanowane domy mieszkaniowe, wiedziałam, że innej drogi nie ma.
Powiedziałam tylko siostrze: „Albo idziesz ze mną, albo ja nie idę wcale”. Poszła. I bardzo się z tego cieszę.
Mamy tu super przestrzeń, aż 740 m2. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia, a potrzeby często odkrywa się w praktyce i dzisiaj, po dwóch latach, przydałoby się nam już większa przestrzeń, szczególnie na gabinety terapeutyczne, bo jednym z naszych priorytetów jest właśnie praca z dziećmi ze specjalnymi potrzebami.
Wsparcie dla każdego dziecka
Nasz zespół jest wyjątkowo czujny w kwestii wczesnego rozpoznawania potrzeb rozwojowych. Każde dziecko z orzeczeniem o kształceniu specjalnym, szczególnie w przypadku autyzmu czy zespołu Aspergera, otrzymuje swojego dedykowanego terapeutę. Zdarza się więc, że w jednej grupie pracuje równocześnie dwóch nauczycieli i dwóch terapeutów. To nie jest standardowe rozwiązanie, ale dla nas priorytetem jest zapewnienie dzieciom właściwego wsparcia.
Obserwuję, że liczba diagnozowanych dzieci stale rośnie. Wydaje mi się, że wkrótce większość przedszkoli będzie musiała przekształcić się w placówki integracyjne. To naturalny kierunek rozwoju, odpowiadający na rzeczywiste potrzeby społeczne.
Nasza misja nie polega na „przechowywaniu dzieci". Nie interesuje nas pobieranie subwencji i udawanie, że prowadzimy terapię. Kiedy nie dysponujemy w danym momencie odpowiednim terapeutą, przedstawiamy dwie opcje: albo umawiamy się na okres przejściowy potrzebny do znalezienia właściwego specjalisty, albo otwarcie przyznajemy, że nie możemy zapewnić odpowiedniej opieki i kierujemy do innych placówek.
Nauczyciel-dyrektor
Zawsze czułam się przede wszystkim nauczycielem. Nie ukrywam, że mimo ukończenia studiów z zarządzania oświatą, na początku nowa rola dyrektora była dla mnie wyzwaniem. Nie urodziłam się dyrektorem, ale mam taki charakter, że siedzę nad danym zadaniem tak długo, aż je opanuję. Szybko się uczę i jestem w tym coraz lepsza.
Mimo nowych obowiązków, codziennie od 6:30 do 8:00 jestem z dziećmi na sali. Chcę zachować więź z tym, co najważniejsze - z edukacją i opieką nad dziećmi.
Każdy dzień jest inny i lista moich zadań ciągle się poszerza. A wiadomo - dyrektor w placówce niepublicznej nie ma do dyspozycji całej sieci administracyjnej – osoby do obsługi sekretariatu itp. Tym bardziej więc dlatego, że muszę wykonywać wiele różnych zadań, ogromnym ułatwieniem jest dla mnie aplikacja LiveKid.
Czas spędzany z dziećmi, nie z dokumentami
Już na etapie planowania przedszkola wiedziałam, że nie otworzę placówki bez dziennika elektronicznego. Dlaczego mamy sobie utrudniać życie, skoro możemy je sobie zdecydowanie ułatwić. Moje doświadczenie w pracy z takim narzędziem w szkole pokazało, jak bardzo usprawnia ono komunikację z rodzicami i zarządzanie dokumentacją. Nie wyobrażałam sobie otwarcia placówki bez takiego rozwiązania.
Zależało mi szczególnie na tym, by odciążyć nauczycieli. Z własnego doświadczenia wiedziałam, ile czasu zajmuje opisywanie codziennych aktywności i realizacji podstawy programowej. Naszym priorytetem jest czas spędzany z dziećmi, nie z dokumentami.
Po analizie dostępnych opcji wybraliśmy LiveKid i to była świetna decyzja. Dziś nie wyobrażam sobie prowadzenia przedszkola bez tej aplikacji.
Wszystko w jednym miejscu
W LiveKid nie dość, że wszystko mam w jednym miejscu, to jeszcze każde zadanie można wykonać w kilka chwil. Weźmy choćby zarządzanie posiłkami - zamiast odbierać 15-20 telefonów każdego ranka, mogę już po 18 poprzedniego dnia sprawdzić listę obecności, a zamówienie do cateringu jest przekazywane automatycznie. System praktycznie eliminuje błędy w rozliczeniach.
Obsługa aplikacji jest bardzo intuicyjna – sprawdzenie obecności czy wprowadzenie tematu zajęć zajmuje dosłownie chwilę.
Dla mnie jako osoby, która nie chce pokazywać przedszkola w mediach społecznościowych, aplikacja daje też bezpieczną przestrzeń do dzielenia się zdjęciami z rodzicami. Zamiast wielu tablic ogłoszeń w szatni, mamy wszystkie informacje w jednym miejscu, a każda wysłana wiadomość czy ogłoszenie pozostawia ślad, widzę kto je przeczytał. To zapewnia pełną transparentność komunikacji.
W systemie zarządzam grafikami personelu. Na bieżąco wprowadzam zwolnienia, urlopy, a pod koniec miesiąca generuję w raport z godzinami pracy nauczycieli. Łatwo też generuję zbiorcze zestawienie rachunków, które pod koniec miesiąca wysyłam księgowej i obydwu nam to zdecydowanie ułatwia pracę.
45 sekund vs 10 minut
Jednym z modułów aplikacji, który pozwala oszczędzić najwięcej czasu jest dziennik elektroniczny. Wprowadzenie tematu zajęć w LiveKid zajmuje zaledwie 45 sekund, podczas gdy tradycyjne rozpisywanie wszystkich aktywności w papierowym dzienniku to minimum 10 minut. Sprawdzanie obecności w aplikacji to dosłownie chwila. To daje nam dodatkowy czas, który możemy poświęcić dzieciom.
Z perspektywy dyrektora, system znacznie usprawnia nadzór pedagogiczny. Mogę na bieżąco monitorować wszystkie wpisy, sprawdzać realizację podstawy programowej czy planowanie pracy. Gdy potrzebuję jakichś uzupełnień, wystarczy krótka wiadomość do nauczycielek. Część z nich preferuje uzupełnianie na bieżąco, inne planują z wyprzedzeniem. System jest na tyle elastyczny, że każda może pracować na swój sposób.
Nie wszędzie tak jest
Kiedy zaczynaliśmy te dwa lata temu, nie wszystkie placówki miały aplikacje – teraz staje się to już powoli normą. Jeżeli trafiają do nas rodzice, którzy nie mieli wcześniej styczności z aplikacją, to z reguły byli bardzo pozytywnie zaskoczeni, że mogą mieć wszystko w jednym miejscu. Dla rodziców to jest duży plus, że nie muszą dzwonić, tylko mogą zgłosić nieobecność jednym kliknięciem, że rachunki są transparentne i mają wszystkie informacje w aplikacji.
To, co lubię w LiveKid, to też naprawdę super obsługa klienta. Dzięki temu bardzo sprawnie przebiegło wdrożenie aplikacji, ale też bieżący kontakt jest świetny. Zawsze ktoś odbierze, a jak nie – to oddzwoni. Naprawdę to doceniam, bo nie wszędzie tak jest.